Tatarka Tatarka
294
BLOG

Zaczepki. O tym, jak koń klęka przed majestatem śmierci

Tatarka Tatarka Kultura Obserwuj notkę 15

O TYM, JAK KOŃ KLĘKA PRZED MAJESTATEM ŚMIERCI

Środek jesieni, trawy żółkną. Na filmie widać biegnącego konia, gdy przybliża się w kierunku kamery rozpoznajemy w nim jednorocznego źrebaka. W pysku trzyma wiązeczkę siana. 

Kamera filmuje teren łąki, a gdy kopyta źrebaka spowalniają, widać wyjedzoną trawę i zeschnięte, pożółkłe place pastwiska. Kamera najeżdża na pysk źrebięcia i wówczas jesteśmy świadkami niecodziennej scenki.

Źrebię, z siaem w pysku, dotyka głowę klaczy uwiązanej na postronku. Nozdrza w nozdrza, pysk w pysk. Matka źrebięcia odbiera wiązkę siana i przeżuwa.

Nim natrafiłam na ów filmik w necie, od paru dni rozmyślałam o innej historyjce, z koniem jako bohaterem. W rzeczy samej owe wspomnienia przywołała notka Tichego pt. „Czemu koń ma kolana wygięte w złą stronę”. 

Jak bumerang powróciła opowieść o koniu mojej rodziny. Nie chciałam dzielić się nią, lecz obejrzany film w sieci - zdopingował.

Moi rodzice nie mieli konia, wszystkie prace w polu wykonywał dziadek, który przyjeżdżał z drugiej wsi. Była to stara szkapa, dziadek wychował ją od oźrebienia.

Gdy przyjeżdżał na nasze podwórko, odwiązywał konia od dyszla i wyjmował spod siedzenia / deska na której siedział na wozie/, wyjmował z lnianego worka wiązkę siana.

-  Dziadku, przecież mamy siano, po co wozisz? – pytałam – przyniosę ze stodoły…

-  Nie wnusiu, ja musze z tym obrokiem jeździć, a co byłoby, gdyby siana wam zabrakło? – śmiał się.

Kiedy dziadek zachorował, przekazał konia rodzicom.   

Tata nie miał pojęcia o obrządzaniu koni. Prace polowe scedował na mamę i brata.

W sianokosy pojechałam z mamą wraz z bratem na łąkę na smug. Na niebie zbierały się ciemne chmury. Mama ponaglała nas byśmy szybko kopili wyschnięte siano i ładowali na drabiniasty wóz. W tym czasie koń był odwiązany od dyszla i skubał trawę, nie oddalając się od wozu.

Nagle koń podniósł łeb ku niebu, potem błyskawicznie uklęknął na przednie kolana, opuścił łeb ku ziemi. Ze spuszczonym łbem klęczał długą chwilę. Mama wpadła w popłoch.

-  Andrzej! – zawołała do brata – koniowi coś się stało. Padł!

Otoczyliśmy go w przerażeniu, a może się rozchorował albo co go ugryzło.

Z oczu jego kapały łzy.

Gdy staliśmy w odrętwieniu nad klęczącym koniem, nagle on wstał, bardzo smutny i podszedł pokornie do dyszla wozu.

Jeszcze nie dokończyliśmy zagrabywać łąki, ktoś do nas się zbliżał się na rowerze.

Nim dojechał do kładki, zsiadł, rzucił rower i biegł. Wolał: - dziadek umiera, szybko chodźcieee...!

Gdy przyjechaliśmy, nie dokończywszy załadunku siana, dziadek już umarł.

Umarł o godzinie, o której koń ukląkł.

 

 

Tatarka
O mnie Tatarka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura