BEZ TYTUŁU
Wykoślawione w biegu do biura, czy krzywy obcas
Od skrzywionego kręgosłupa. Zadeptane ciężkim
Tornistrem. Czy ze zdartym flekiem od dreptania
Do kościoła, w czas. Wykoślawione zdradą
Nieufnością. W czerwonych szpilkach jak
Wieża Eiffla, idzie po kres Wszechświata
Buty pokopane przez górskie kamyki
W drodze na szczyt zadumy i glorii
Opuchnięte od spotkań z rosą, kałużą
Usychające w czekaniu na dalszą dal
Opasłe od kurzu polnych dróg i milczeń
Wlokące się jak krowi ogon w ostateczność
Granatowe tenisówki bez sznurowadła, one
Pokonały z tobą niedogodność. Doszedłeś tam
Nad brzeg oceanu i nie wiesz, po co doświadczasz
Buty przewalające się po kątach i też wylegujące się
Pod łóżkiem, na półkach, w pudłach, czekają na dobrą okazję
Nie mogą z tobą się rozstać. Niosą w codzienność. Idziesz w kolejny
Kalendarz, na następne piwko, w pełnię księżyca. Gdy zapomnisz o nich
Wyrzucisz, lecz pójdą szukać ciebie w zamglonym krajobrazie. Idź tam, gdzie
Miejsce twoje i zastanów się nad sobą i światem. Płyń korsarzu w doświadczenie
W siedmiomilowych butach, bo każdy dzień niesie inną energię i zmienność losu
Więc nie możesz zapomnieć wyczyścić swoich butów